Po prawie dwutygodniowym pobycie na łonie natury (a ściślej w namiocie), człowiek jest tak zmęczony, że na samą myśl o robieniu zdjęć przy temperaturze panującej dziś na świecie (32 stopnie) robimy mu się słabo i zaczynają trząść dreszcze.
Człowiek taki siada więc do komputera i gorączkowo szuka zdjęć, których jeszcze na blogu nie wykorzystał.
Taki zapas bardzo się przydaje.
Człowiek z zadowoleniem odnotowuje, że zdjęcia się znalazły, ale chwilę potem widzi kamizelkę z poprzedniego posta.
Tak się złożyło, że miałam ją na sobie dwa razy w życiu. TE dwa razy.
Trudno.
Wrzucam zdjęcia i indiańską zdobyczą staram się nie przejmować.
Popatrzmy raczej na torbę prosto z Jerozolimy.
Hafty, kolory... no, niczego sobie.
A sukienka kupiona zupełnie przypadkowo i bez przekonania, w nieco zimniejszych chwilach święci triumfy najbardziej uniwersalnego ciuszka w szafie.
Uwaga skutecznie odwrócona?