Ładny rowerek to rzecz ważna. Bardzo cierpiałam jeżdżąc na pstrokatym pojeździe bez duszy (ale za to z nieustannie psującymi się przerzutkami) i z wielką radością przywłaszczyłam sobie czerwone cudo mojej mamy.
Niedługo sobie na nim pojeździłam. Następnego dnia, 8 km od domu, dętka pękła (tssss) i Maria wracała do domu przez dwie godziny. Teraz mam poparzone nogi (słońce zaczęło świecić OCZYWIŚCIE w chwili nmojego wyruszenia) i awersję (chwilową) do jazdy.
Ubrana jestem wycieczkowo: bluzka, spodenki i espadryle. Wygodnie i miło.
Stylu dodają (hmm, hmm) czerwone końcówki.
Tamataram: mam czerwone, mam, mam!
I jeszcze kocie okulary, czyli coś obowiązkowego.
Te są w kwiatki:
I na zakończenie :
świetnie wyglądasz! włosy! <33
OdpowiedzUsuńKocham te różowe końcówki :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę roweru :) Ja mam zwykłego górala na dodatek zepsutego :P Świetne zdjęcia, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKocham Twoje włosy! <3
OdpowiedzUsuńAnia
www.annmac.blogspot.com
ale za to masz fajne włosy na pocieszenie :D
OdpowiedzUsuń